Z obserwatorium w Nepalu, pozdrawiam – myśląc o Jimi Hendrixie, fragment GÓRCZYN KIDS

Krótka uliczka. Pojedyncze dźwięki kontrabasu. 16-piętrowa erekcja. Jeden oddech między czerwonym dymem. W świetle neonu. Pokraczny krok upadłego bohatera, zbierającego zęby z chodnika. Martwica spojrzeń. Odległy dzwon poranka. Pusty kościół wzywający do ostatecznego rozwiązania kwestii ludzkiej. Z parapetu wierzeń, parciana staruszka wychyla spuchnięte dłonie obejmując gołębia. Ukręca mu kark. Do wczorajszej zupy wpada ząb zgwałconej, zamordowanej nieletniej. Spluwający szkieł dogląda zoo rynsztoka. Kto wychyla głowę, wpada głębiej w korek. Zawiść. Zazdrość. Hasłami braci. Melodią zachwytu. Samogwałt na stercie azbestu, samogwałt na pustostanie wiary. Do tego kraju, rewiru, zony, zsyłają dusze, które popełniły najokrutniejsze zbrodnie w innych częściach wszechświata. Mają tu cierpieć na wieki, próbując zostawić ślad po swoich przerośniętych ego, na przekór bałwochwalczej śmierci we wszelkich mediach propagandy. Słychać śmiech Goebbelsa zza kadru. Na galaktycznej mapie płatki owsiane tańczą w rytm „More than a feeling”, AORowskie gusta przybijają paznokcie mesjasza do parkietu. Nowi zdrajcy, nowe numery, stare metody, znajome kule. Jęki, skowyt, wrzaski, skrupulatne fontanny śmierci. Ironia wierzeń odsyła staruszkę wgłąb kuchni, przyrządza rosół. Skauci gwałcą karły, wielkie brązowe karły przyszpilone do nieba razem z mesjaszowymi dłońmi. Szkieł wzdycha i kopie leżącego we krwi starca. „Zachciało ci się galaktycznych wojaży”, drwi podpalając jego zwłoki. W tym kraju, synku, w tym kraju mieszkają najpodlejsze skurwiele, takie, które wygnano ze wszystkokolornych poświat Nepalu, gdzie ja i Nova pijemy nektar gruchając śmiechem znad chmur, podziwiając te warstwy zboczeń, zwinięte dywany kłamstw, polane spermą polityków sofy, na których niegdyś zasiadał król. Przelęknięte cheruby każą nam odwrócić głowę, ale Nova patrzy. „Zrobię wszystko, by znów się tam nie urodzić”, mówię do jednego z cherubów. „Wszystko?” – pyta zadziornie mały gnojek. Wiem, co jest grane. Telewizory nirwany pokazują wojnę, swąd palonego ścierwa kłuje w genitalia, trawiony gorączką opadam w opiumowe schody den, i śpię, śpię, śpię. Nova płacze. Jutro obudzi mnie warkot myśliwców, śmiech mojej kobiety i kolejna poranna wojna. Z obserwatorium w Nepalu, pozdrawiam.