Herbata Samuraja fragment „Górczyn Kids”

Listki niezaparzonej jeszcze zielonej herbaty zasiewają wczesnowłoski dywan. Naga Nova relaksuje się na sofie słuchając bliżej niesprecyzowanego psych-rocka z lat 60-tych, ja usiłuję czytać Ikkyu w tym hałasie. Wokalista wrzeszczy coś o oranżadzie, a chwilę później potężnie sfuzzowane solo zaczyna dłubać beton mojego mózgu. Powinienem też pisać, ale roztrzaskany bourbonem i tanim piwem mogę co najwyżej bekać do wtóru szczekania psa na podwórzu. Dzień spływa jak Niagara, martwy naturalnie, jak wczorajsza kolacja w najdroższej knajpie w Paryżu. „Dni są policzone”, jakiś fragment rzucony przez bezdomnego nie wiedzieć czemu przychodzi mi do głowy, staram się myśleć, dlatego. Powinienem starać się o tym zapomnieć, i poddać się słońcu za gotyckimi szybami, słono wlewanemu w żyły jak afrodyzjak. Staram się też kochać, ale Nova tak naprawdę śpi, śpi całe życie, sen sprawia jej rozkosz, a wizje spełniają wszystkie marzenia, nie obiecując ani złota wlewanego do gardeł, ani skrzydeł skalanych przez poetów boga. Tu zresztą nie ma od dawna boga, podpisaliśmy oboje pakt z największym z magów, czy raczej podpisano go za nas w kołyskach, dostaliśmy w zamian nieśmiertelność i wieczną młodość, fizyczną i psychiczną. Jak cholerny St.Germain będziemy wracać i wracać i wracać… podnoszę tyłek z podłogi. Teraz jest coś o wybuchach atomowych, z pewnością jakaś tania składanka, próbuję zlokalizować pudełko od płyty, ale bez skutku. Próbuję zrobić cokolwiek, żeby przypomnieć Novie „Tak, jestem tu”, myślę jednak, że niepotrzebne jej towarzystwo, poza może zieloną herbatą. Swoją drogą, miałem nie palić więcej skunów, ale czuję, że za chwilę skręcę sobie bombkę i powoli powoli odpłynę wraz z anonimowymi muzykami w moich badziewnych głośnikach przywiezionych z Polski. Jak prawdziwy MIędzygwiezdny Żyd skaczę sobie od kraju do kraju na tym placku błota, a potem od placka do placka, gdziekolwiek dusza każe. Bywało się tu i tam, ale Nova ziewa, będzie trzeba spakować swoje rzeczy i odjechać. „Milion małych liści”, szepcze i patrzy mi prosto w oczy, które nagle wydobyła z sakwy wspomnień. Odwzajemniam uśmiech i otwieram okno. Silniejszy powiew wiatru usypie mandalę. I stanie się jutro.